Mój blog poświęcony jest analizie zachowań papug, ale ten post – wyjątkowo – chciałbym poświęcić zachowaniom ludzi, a w szczególności niektórych sprzedawców zwierząt. Często zdarza mi się, że przychodzą do mnie szczęśliwi nabywcy papugi czy innego egzotycznego zwierzaka, chwalący się po jak okazyjnej cenie go kupili. Jednak, kiedy spoglądam na to zwierzę, okazuje się, że amazonka żółtogardła, która miała być najlepiej gadającą papugą (oratrix), jest w rzeczywistości amazonką zółtogłową (ochrocephala), której cena, ze względu na jej powszechność, jest znacznie niższa. Konura słoneczna okazuje się być konurą jednaj. Żako, to żako liberyjskie – choć obie papugi są żako, to jednak to drugie jest mniej atrakcyjnym, i w związku z tym tańszym, podgatunkiem. Natomiast małpiatka – tamaryna białoczuba jest w rzeczywistości znacznie tańszą tamaryną białouchą. Niedoświadczony klient, myśląc, że oszczędza – przepłacił. To najbardziej popularne tricki stosowane przez nieuczciwych sprzedawców.
Cena zwierzęcia, jak każdego innego artykułu oferowanego na rynku, jest wypadkową jego atrakcyjności oraz podaży i popytu. Często egzemplarze dwóch bardzo podobnych do siebie gatunków, znacznie różnią się ceną. Dla nie-fachowców dodatkowym utrudnieniem jest brak ujednoliconych polskich nazw gatunkowych. Dwa zupełnie różne zwierzęta mają podobną lub wręcz identyczną nazwę w języku polskim. To daje pole do nadużyć. Wiele osób czytało, że najlepiej spośród wszystkich papug naśladującą dźwięki jest Amazona ochrocephala oratrix, którą dawniej nazywano żółtogłową. Wielu hodowców nazywa ją tak do dziś. Jednak najnowsze polskie nazewnictwo zaproponowało dla niej nazwę żółtogardła. Kiedy, więc, niektórzy już ją zakupili, okazywało się, że otrzymali Amazona ochrocephala ochrocephala, dla której obecnie przyporządkowana została nazwa amazonka zółtogłowa. Dodatkowo mylące jest to, iż młode obu gatunków są do siebie bardzo podobne i rozróżnić je może wyłącznie fachowiec. Ponadto nie wszyscy zdają sobie sprawę, że w przypadku amazonki oratrix wymagany jest inny dokument – tzw. Eurocites. Różnice w wyglądzie zaczynają się uwidoczniać dopiero po kilku miesiącach. Oratrix to nie tylko genialny naśladowca dźwięków, ale również jedna z najbardziej atrakcyjnych wizualnie papug. Jest jeszcze jeden drobiazg: amazonka oratrix to papuga prawie dwukrotnie droższa od ochrocephali. Pewnie dlatego systematycznie spotykam osoby, które kupiły, jak sądzili. amazonkę oratrix, znacznie poniżej jej ceny rynkowej (choć na ogół drożej niż kosztuje ochrocephala). Niestety, zamiast wymarzonej oratrix posiadają właśnie ochrocephalę. Czyli przepłacili. Jednak o tym, że mają innego ptaka przekonują się dopiero wtedy, kiedy nadaremnie czekają, aż wybarwi się tak, jak rzeczywiście powinna wyglądać dorosła oratrix. Obie papugi są wspaniałymi ptakami do towarzystwa i daleki jestem od dyskredytowania któregokolwiek z gatunków. Pragnę jedynie zwrócić uwagę na ten proceder.
Podobnie dzieje się w przypadku konur słonecznych i konur jednaj. Młode wyglądają prawie identycznie, a cena w przypadku pierwszej jest dwukrotnie wyższa. Słoneczna poszukiwana jest ze względu na oryginalną piękną barwę, łagodność i umiejętności naśladowcze. Próżno jednak nabywca czeka, aby pióra nabytej rzekomo komury słonecznej wybarwiły się na znany z podręczników kolor. Barwy dorosłej konury jenday są inne. Oba gatunki osiągają wygląd dorosłego osobnika dopiero po upływie około dwóch lat. Kiedy, więc, klient orientuje się, że został oszukany, na reklamację jest już zwykle za późno.
Podobnie bywa przy nabywaniu tanio papugi żako. Wiele osób, które chcą mieć takiego ptaka, nie zdaje sobie sprawy, że żako liberyjskie jest tańsze od kongijskiego, choć… i to żako, i to. Kiedy pewien szczęśliwy nabywca żako chciał mi się pochwalić swoim pupilem, odkryłem, że został oszukany. Był pewien, że kupił żako kongijskie, a tymczasem posiadał tańszy i mniej atrakcyjny podgatunek – żako liberyjskie. Nabywca wiedział, jak powinno wyglądać żako kongijskie. Jednak nieuczciwy sprzedawca wmówił mu, że jest to młody osobnik i dlatego jego ogon nie jest jeszcze tak krwisto czerwony, jak u żako kongijskiego. Według sprzedawcy ogon miał się wybarwić dopiero w starszym wieku. Mniejszy rozmiar ptaka również wytłumaczył jego młodym wiekiem. Niedoświadczony klient nie zwrócił również uwagi na inny kolor dzioba i znacznie ciemniejszy kolor całego upierzenia. Dla każdego, kto choć trochę zna się na papugach żako, rozróżnienie obu podgatunków, nawet bardzo młodych osobników, nie sprawia trudności.
O ile nazwy ptaków zostały już w Polsce lepiej lub gorzej ujednolicone, to w przypadku innych zwierząt egzotycznych bywa różnie. Ostatnio zetknąłem się z przypadkami oszustw podczas sprzedaży małpiatek. Tamaryna białoucha (Callithrix jacchus) to jedna z najpopularniejszych małpiatek i, co się z tym się wiąże, o najniższej (choć jednak dość wysokiej) cenie. Tamaryna białoczuba (Saguinus oedipus) to rzadsza małpiatka, znacznie trudniej rozmnażająca się w hodowlach, a więc droższa. Co ważne, wymaga ona specjalnych dokumentów, tzw. Eurocitesu. Ostatnio zaobserwowałem znaczną ilość ofert sprzedaży tej drugiej, w zadziwiająco niskiej cenie. Co się okazało? W dokumencie stwierdzającym urodzenie zwierzęcia w hodowli wystawionym przez niczego nie podejrzewającego lekarza weterynarii (który wcale nie musi być ekspertem w dziedzinie niejasnego polskiego nazewnictwa i podaną mu nazwę na ogół wpisuje bez zastrzeżeń) widnieje polska nazwa tej droższej małpiatki, a łacińska tej tańszej. Kolejnych weterynarzy i urzędników pojawiających się na biurokratycznej ścieżce, którą musi przebyć zwierzę zanim zostanie sprzedane, interesuje jedynie nazwa łacińska. Zaświadczenie weterynaryjne stanowi podstawę do rejestracji zwierzęcia przez właściwy urząd. Wobec braku formalnych uregulowań dotyczących oficjalnego polskiego nazewnictwa urzędnicy opierają się wyłącznie na oficjalnej nazwie łacińskiej zwierzęcia, gdyż tylko ona umożliwia jednoznaczne jego sklasyfikowanie. Klienci z kolei zwracają uwagę na nazwę polską i ku swojej radości odkrywają, że oto natknęli się na tamarynę białoczubą w okazyjnej cenie. Nie muszę chyba dodawać, że bogu ducha winne zwierzę jest jedynie skromnym przedstawicielem gatunku tamaryny białouchej. Urzędnicy nieświadomie wzięli udział w oszustwie. Sporządzając dokument wpisali prawidłową łacińską nazwę gatunkową zwierzęcia, a jako nazwę polską podali tą, którą podsunął im sprytny hodowca. Nie można ich nawet za to winić, ponieważ, jak już wspomniałem, brak jest oficjalnego polskiego nazewnictwa i dlatego tylko nazwa łacińska ma podstawowe znaczenie dla urzędów.
Te polskie małe przekręty kończą się, oczywiście, bez porównania mniejszą stratą niż tzw. przekręty nigeryjskie (czytaj post: „Przekręt nigeryjski”). W Polsce przynajmniej nie mamy do czynienia ze zwierzętami wirtualnymi. Możemy bowiem pojechać do hodowcy i zobaczyć kupowanego zwierzaka na własne oczy, a nie tylko na ekranie komputera. A, że czasem się zdarzy takie drobne oszustwo… Oj, tam, oj, tam! Nie narzekajmy! W Polsce jest już naprawdę dużo osób, które dały się „nabić w butelkę” afrykańskim oszustom, tracąc masę pieniędzy.
Nie będę rozpisywał się na temat przypadków, gdy zwierzęta są kupowane przez Internet i przesyłane pocztą, a odbiorca po raz pierwszy widzi je na oczy po rozpakowaniu przesyłki. To zachowanie skrajnie nieodpowiedzialne i godne ciągłego piętnowania. Ale, nawet jeśli kupując zwierzę oglądamy je przed zakupem, to mimo to niektórzy tracą jednak zdrowy rozsądek. Ostatnio rozmawiałem z osobą, która kupiła papugę, rzekomo, ręcznie wykarmioną. Wcześniej otrzymała zdjęcie, na którym ptak siedział hodowcy na ręku. I, mimo że na miejscu okazało się, iż papuga nie pozwala się dotykać, to osoba ta kupiła ją i nawet chwaliła się, że już po 2 tygodniach weszła na jej ramię. Tymczasem młoda, ręcznie wykarmiona papuga wchodzi na ramię nawet obcemu, którego widzi po raz pierwszy. Kontakt z takim ptakiem to zupełnie inny wymiar relacji między zwierzęciem a opiekunem. Niestety, papugi ręcznie wykarmione przez człowieka są droższe, gdyż jest to proces czasochłonny i kosztowny. Wydaje się więc, że osoba ta kupiła po prostu ptaka wychowanego przez naturalnych rodziców, a następnie przez dwa tygodnie oswoiła go na tyle, że w końcu wszedł na ramię.
Zawsze, więc, bądźmy czujni przy zakupie zwierzęcia i kierujmy się zdrowym rozsądkiem. Niech żadna „okazja” nam go nie wyłącza. A jeśli nie znamy się na zwierzętach, najlepiej skorzystać z porady zaufanego fachowca lub kupować w sklepie zoologicznym, do którego mamy zaufanie.