Małpka za 200 dolarów czy ara za 100 euro sprzedawane przez Internet za bezcen z powodów rodzinnych. Nagle e-mail od władz celnych we Frankfurcie o niedopełnieniu formalności w związku z przewozem zwierzęcia, opłaty za wystawienie dokumentów, kwarantannę, później dowiadujemy się, że zwierzę podróżowało do nas nielegalnie; groźba sankcji, grzywna, pokrycie kosztów rzekomo toczącego się za granicą procesu, żeby pod koniec okazało się, że naszego zwierzaka nie ma i nigdy nie było, a wszystko to jest wytworem wyobraźni afrykańskiego oszusta.
Nie zamierzałem pisać na ten temat, ponieważ tekst ten bardziej nadaje się do żądnych sensacji tabloidów, ale skala zjawiska i ciągle rosnąca ilość oszukanych osób, które podczas transakcji zakupu zwierzęcia całkowicie zatraciły zdrowy rozsądek i umiejętność logicznego myślenia, skłoniły mnie do poświęcenia temu zjawisku uwagi. Jeśli, dzięki przeczytaniu poniższych informacji, choć kilku potencjalnych nabywców egzotycznego zwierzaka nie da się oszukać – będę usatysfakcjonowany.
Ten rodzaj oszustwa, ze względu na miejsce swego powstania, nazywany jest nigeryjskim. Wyspecjalizowały się w nim duże grupy mieszkańców różnych krajów afrykańskich, często całe rodziny, które zawodowo, w poczuciu całkowitej bezkarności, zajmują się wyłudzaniem pieniędzy od naiwnych Europejczyków, oferując w zamian „wirtualne” dobra w okazyjnych cenach. Własna pomysłowość i bezczelność pozwala zarobić całkiem niezłe pieniądze, praktycznie bez ponoszenia kosztów i ryzyka. Jedyne czego potrzebują to dostęp do Internetu i konto bankowe. Europejskie policje są wobec tego procederu bezsilne, ponieważ system prawny tych afrykańskich państw skutecznie uniemożliwia ściganie oszustów. W krajach tych istnieje wręcz moralne przyzwolenie na „oskubanie” bogatego Europejczyka. Od pewnego czasu również Polska postrzegana jest jako kraj zamożny i dlatego staliśmy się obiektem ich zainteresowań. Na polskich portalach coraz częściej pojawiają się ich ogłoszenia.
Jedną z dziedzin, w której aktywnie działają, stał się „handel” atrakcyjnymi zwierzętami egzotycznymi. Ograniczenia wynikające z przepisów o ochronie zwierząt i restrykcje wprowadzone przez wysoko rozwinięte kraje wywindowały ceny i ograniczyły ich dostępność.
Zwykle każdy polski internauta jest już „zaszczepiony” na powszechne otrzymywanie mailem spamu w postaci oferty korzyści finansowych w zamian za pomoc, np. w odzyskaniu rodzinnego majątku. Wiemy już, że są to oszustwa. Jednak często wielu z nas nie kojarzy, że ogłoszenie o sprzedaży zwierzęcia jest oszustwem tego samego rodzaju, tylko bardziej ukierunkowanym na określonego odbiorcę.
Oferta okazyjnego zakupu podana w odpowiedni sposób często wyłącza u potencjalnych nabywców poczucie rozsądku. Oszuści to specjaliści w swoim fachu, znający się na psychologii. Stosują różnorodne sposoby oszukania swoich klientów. Ich metody są ciągle modyfikowane, ulepszane, dostosowywane do konkretnego przypadku i dlatego trudno opisać je precyzyjnie. Są jednak pewne ogólne prawidłowości rządzące tym procederem.
Wielu z nas marzy o własnej papudze czy małpce. Niektóre trudno zdobyć i są z reguły bardzo drogie. A tu nagle wspaniała okazja. Ktoś chce za symboliczną kwotę „oddać” zwierzę, którego musi się pozbyć np. ze względów rodzinnych lub z powodu braku czasu. Zwykle ogłoszenia są w języku angielskim, ale ostatnio coraz częściej również w języku polskim. Ponieważ tłumaczenia dokonywane są przy pomocy internetowych translatorów, język jest zwykle dość „łamany”. Adres internetowy osoby oferującej zwierzę jest na którymś z zagranicznych serwerów (najczęściej Hotmail lub Yahoo). Telefonu brak, a jeśli jest podany, to najczęściej nie odpowiada, a kontakt bezpośredni można nawiązać wyłącznie pocztą elektroniczną lub poprzez internetowe komunikatory. Jeśli ofiara jest wyjątkowo dociekliwa, otrzyma adres w Afryce lub na drugim końcu Europy, ale jeśli się tam wybierze, to odkryje, że mieszka tam ktoś, kto o niczym nie wie.
Cena zwierzęcia jest bardzo atrakcyjna – zwykle o połowę niższa od średniej rynkowej. Często zdarza się nawet, że oddający zwierzę prosi jedynie o pokrycie kosztów przesyłki i wystawienia dokumentów przewozowych. Dodatkowo przesyła nam skan dokumentu CITES mający stanowić gwarancję legalności zwierzęcia. Wtedy potencjalni nabywcy często wyłączają czujność. Nie daje im to do myślenia, że zarówno w Nigerii czy w Kamerunie, hodowle zwierząt egzotycznych są rzadkością, a zarówno małpki kapucynki, jak i ary hiacyntowe nie są zwierzętami występującymi w Afryce, lecz na zupełnie innym kontynencie. Jeśli ktoś zachowałby odrobinę zdrowego rozsądku, mógłby pokazać otrzymane dokumenty zwierzęcia np. urzędnikowi Ministerstwa Środowiska i wtedy dowiedziałby się, że dokumenty te wraz z pieczątkami i podpisami są wytworem „artystycznego rękodzieła” oszusta. Jeden telefon do odpowiedniego urzędu wystarczyłby, abyśmy też wiedzieli, że nie ma możliwości legalnego importu tego gatunku zwierzęcia do jakiegokolwiek kraju należącego do Unii Europejskiej. Ostatnio, więc, naciągacze zaczęli przekonywać, że oferowane zwierzę znajduje się obecnie w jakimś kraju europejskim, choć zwykle bardzo odległym od miejsca zamieszkania potencjalnego klienta. Aby uśpić jego czujność godzą się nawet niekiedy na odbiór osobisty. Podają wtedy jakiś fałszywy adres, zdając sobie sprawę, że raczej nie zdecydujemy się na podróż do Francji, Hiszpanii czy Portugalii.
Często potencjalny nabywca nie chce przesyłać pieniędzy „z góry”. Wtedy sprzedawca, aby pokazać, że darzy nas zaufaniem, godzi się nawet na to, abyśmy przesłali mu pieniądze dopiero po otrzymaniu zwierzęcia. Po dokonaniu wszelkich uzgodnień klient otrzymuje mailem informację, że zwierzę zostało wysłane i w określonym czasie dotrze na miejsce. Tuż przed tym terminem zaczynają piętrzyć się problemy. Nabywca otrzymuje maila od władz celnych lub sanitarnych jakiegoś dużego lotniska, np. we Frankfurcie, z informacją, że dotarło do nich przeznaczone dla niego zwierzę. Nie zostały jednak dopełnione pewne formalności. Konieczne jest np. jego przebadanie i wydanie europejskiego świadectwa zdrowia. Nabywca musi więc natychmiast pokryć koszty tych procedur (spore, ale niewspółmierne do realnej wartości przesyłki), gdyż w przeciwnym razie zwierzak zostanie odesłany z powrotem. Podany jest numer konta „niemieckiego urzędu celnego”, na które należy uiścić stosowną opłatę. Jeśli adresat przesyłki to uczyni, zaczynają piętrzyć się kolejne trudności. U zwierzęcia zostaje wykryta jakaś choroba, która wymaga kosztownego leczenia i zwierzę musi zostać poddane kwarantannie. Trzeba też wystawiać coraz to nowe dokumenty, itp., itd. Trwa to tak długo, aż wreszcie nabywca zorientuje się, że padł ofiarą oszustwa i przestaje płacić. Ale to nie koniec. Adresat zostaje wtedy powiadomiony przez niemiecką policję, że zamówione przez niego zwierzę przybyło do Europy nielegalnie i jest on w związku z tym podejrzany o udział w przemycie zwierząt, o czym zostaną poinformowane władze polskie lub UE. Kary można jednak uniknąć zgadzając się dobrowolnie na uiszczenie grzywny.
Wydawałoby się, że to koniec. Nic podobnego! Pomysłowość oszustów nie zna granic. Nasz naiwny nabywca otrzymuje wiadomość, że policja w Kamerunie, lub innym kraju, aresztowała oszusta, który wyłudził od niego pieniądze. Zaczyna się proces. Na koncie przestępcy zabezpieczono kwotę, która zaspokoi roszczenia adresata wraz z dość pokaźnym zadośćuczynieniem za doznane krzywdy. Trzeba jednak pojechać w tej sprawie do Kamerunu lub dać pełnomocnictwo do zastępstwa procesowego tamtejszej kancelarii prawnej. To, co prawda, kosztuje, ale po procesie ta opłata również zostanie zwrócona. Jeśli ktoś się na to zgodzi, może być pewien, że proces będzie toczył się bardzo długo i co pewien czas trzeba będzie przysyłać dodatkowe pieniądze. Tak, moi drodzy! To, co przeczytaliście to autentyczna historia. Tak pewien obywatel naszego kraju stracił równowartość ponad 20.000 złotych, ale nabył rzecz bezcenną – doświadczenie. Znam przynajmniej kilkanaście podobnych przypadków. Oszukane osoby trafiają w końcu do mojego sklepu, w celu nabycia wymarzonej papugi czy małpki, choć niektóre wstydzą się przyznać, że wcześniej dały się tak oszukać. W swojej pracy sam wielokrotnie spotykam się z podobnymi propozycjami „okazyjnego” nabycia zwierząt. Studiując ogłoszenia internetowe, obserwuję, że proceder ten nie tylko nie zanika, ale rozwija się wręcz lawinowo. To dowodzi, że oszukańcze metody wciąż są skuteczne i przynoszą zyski bezkarnym dotąd oszustom. Ponieważ jednak świadomość tego procederu staje się coraz powszechniejsza, ewoluuje on. Coraz częściej zamieszczane są ogłoszenia, już nie oddania, lecz sprzedaży, już nie tych z górnej półki, takich jak ara hiacyntowa czy małpka kapucynka, ale powszechnie występujących w handlu – lecz za okazyjną cenę, zwykle około za połowę ceny rynkowej. Nadal jest to więc okazja. Dotyczy to popularnych gatunków papug, takich jak ary, amazonki, żako, małpiatek, żółwi, itp.
Zastanówcie się zanim skorzystacie z internetowej oferty. Mailem można przecież przesłać dowolne zdjęcia zwierzęcia. Otrzymane dokumenty wystarczyłoby pokazać kompetentnej osobie, która mogłaby nam powiedzieć, że jest to nic nie warta kartka papieru. Ponadto telefonując do Ministerstwa Środowiska moglibyśmy dowiedzieć się, że obowiązujące w naszym kraju przepisy unijne zabraniają sprowadzania papug czy małpek na teren Unii Europejskiej z innych krajów.
Zakup żywego zwierzaka, to nie to samo co nabycie kosmetyków na Allegro, gdzie też czasem, mimo, że transakcja jest chroniona odpowiednimi zabezpieczeniami właściciela portalu i przepisami prawa, dochodzi do różnorodnych nadużyć.
Kilka razy spotkałem się z opisami podobnych oszustw w prasie, ale wydaje mi się, że wciąż są one zbyt mało nagłaśniane. Gdy opowiadam o nich, czasem wzbudzam śmiech i zdumienie jak można być aż tak naiwnym. Ale dopóki nasza policja jest bezsilna wobec afrykańskich oszustów, wykażmy szczególną czujność i, jeśli spotkamy się z propozycją kupna małpki za 200 dolarów czy ary za 100 Euro, zachowajmy odrobinę zdrowego rozsądku.
Zobacz też mój film: “Małpie przekręty”